W zglobalizowanym świecie również religijność i duchowość musi nabierać bardziej płynnego, interaktywnego charakteru. Minęły już czasy monopolu religii przypominających oblężone twierdze, a coraz większą popularność zdobywają postacie, które nie utożsamiają się z żadną z istniejących tradycji religijnych, choć obficie czerpią z zasobów wielu z nich. Zapraszamy do lektury recenzji książki jednego z najpopularniejszych autorów reprezentujących duchowość pozawyznaniową – Deepaka Chopry.
Deepak Chopra (ur. 1947) to pochodzący z Indii amerykański lekarz i terapeuta, specjalizujący się w medycynie alternatywnej i terapiach holistycznych, próbujących uwzględnić wpływ psychiki na zdrowie fizyczne. Znany jest także jako autor popularnych prac z zakresu duchowości, czerpiących z różnych tradycji religijnych, głównie chrześcijaństwa, buddyzmu i hinduizmu. „Przyszłość Boga. Praktyczne rozważania o współczesnej duchowości” to jedna z jego najnowszych prac. Pozawyznaniowy sposób podejścia, jaki praktykuje Chopra, jak również pojawienie się w tytule pojęć „praktyczności” i „duchowości” sprawiają, że książka wydaje się szczególnie interesująca z punktu widzenia naszego portalu. Przyjrzyjmy się więc, co takiego ciekawego amerykański autor ma nam do zaoferowania.
Bóg 2.0
Zgodnie z tym, co sugeruje tytuł, książka zasadniczo obraca się wokół tego, jaką przyszłość ma – czy też raczej powinien mieć – Bóg w ponowoczesnym, zglobalizowanym świecie. Punktem wyjścia jest dla Chopry konstatacja, że dotychczasowe sposoby myślenia o Bogu już się wyczerpały, i – co więcej – nie jest to przypadek. Ludzkość myślała od wieków o Bogu w sposób podyktowany własnymi brakami i pragnieniami: Bóg danej wspólnoty czy epoki to istota, która ma zaspokajać rozmaite ludzkie potrzeby. I tak, powiada Chopra, odczuwamy potrzebę ochrony przed krzywdami, więc wymyślamy sobie Boga jako ojca lub matkę, który chroni nas przed czyhającymi wszędzie niebezpieczeństwami. Mamy potrzebę odnoszenia sukcesów, więc Bóg staje się twórcą praw, które my możemy poznać, a dzięki temu przewidywać i kontrolować przyszłość. Mamy potrzebę więzi i przynależności – i stosownie do tego kształtujemy Boga, który jest miłością. Mamy potrzebę bycia zrozumianym, więc tworzymy obraz Boga, w którym nie jest on już sędzią, lecz Wielkim Współczującym. Mamy potrzebę tworzenia i odkrywania – i Bóg staje się tajemniczym źródłem kreatywności, a naszym zadaniem jest badanie świata i przekształcanie go. Potrzeba nam moralnego przewodnictwa i inspiracji – i Bóg staje się czystym cudem, przynoszącym natchnienie ponad prawami materii. I wreszcie wychodzimy ponad wszelkie potrzeby – wówczas pojawia się Bóg, który jest Jednością. Nie ma już potrzeby jakichkolwiek podziałów, bo wszystko jest przesiąknięte Bogiem.

To wszystko Bóg w wersji 1.0, stworzony na nasz obraz i podobieństwo, twierdzi Chopra. Wyznawanie takiego Boga nie jest już możliwe, bo napór rzeczywistości na to nie pozwala: możemy trzymać się swojej wersji Boga tylko zamykając oczy na wszystko, co przeczy naszej wizji – a jest tego niemało. Bóg ostatecznie nie przychodzi nam z pomocą i nie spełnia naszych zachcianek: nie stoi na każdym rogu i nie ratuje nas od niebezpieczeństw, poznajemy jego prawa, ale nie jesteśmy w stanie ostatecznie kontrolować przyszłości, i choć bardzo się staramy, nasze związki i wspólnoty rozpadają się albo przynajmniej są niesatysfakcjonujące. Nawet Bóg jako jedność staje się elementem krajobrazu kulturowego, czymś werbalnie uznawanym, ale pozbawionym znaczenia w praktyce.
Czy to oznacza, że Bóg nie ma przyszłości? Nie, odpowiada Chopra: musimy jednak zmienić nasz stosunek do całej sprawy i zacząć myśleć w kategoriach Boga w wersji 2.0: musimy zacząć traktować Boga bardziej jako działanie czy proces, niż jako przedmiot – jako czasownik, a nie jako rzeczownik, jak to dosłownie formułuje. Nie powinniśmy czekać, aż Bóg – rozumiany jako osobny przedmiot – zrobi to czy tamto, czego od niego oczekujemy; powinniśmy raczej aktywnie zaangażować się w proces interakcji, otworzyć się na Boga w każdym momencie, a zobaczymy, że z czasem nasze rozumienie i odczuwanie wszystkiego zmieni się diametralnie.
Od niewiary do wiary, od wiary do wiedzy
Proces dochodzenia do tej zmiany rozpada się zdaniem Chopry na trzy etapy: (1) sceptycyzmu, w którym odrzuca się wcześniejsze ujęcie Boga (Boga w wersji 1.0), (2) wiary, w którym zmienia się sposób podejścia i zaczyna poszukiwać, eksperymentować z Bogiem jako procesem, i wreszcie (3) etap wiedzy, w którym rzeczywistość Boga jest tak oczywista, jak rzeczywistość przedmiotów, które nas na co dzień otaczają.
Aby zatem dojść do Boga, trzeba najpierw dojść do punktu zerowego: porzucić tradycyjny sposób podejścia i osiągnąć pełną niewiarę. Trzeba, powiada Chopra, zadać sobie kilka kłopotliwych pytań:
Co ostatnio zrobił dla ciebie Bóg?
Co jest bardziej skuteczne w dbaniu o siebie i o własną rodzinę: wiara czy ciężka praca?
Czy kiedykolwiek naprawdę oddałeś się Bogu i pozwoliłeś Mu, żeby rozwiązał za Ciebie jakiś trudny problem?
Dlaczego Bóg przyzwala na cierpienie w świecie? Czy On sobie z nami pogrywa? A może opowieści o kochającym Bogu należy włożyć między bajki? (s. 16)
Gdy uczciwie pomyślimy po takich liniach, prędzej czy później dostrzegamy tradycyjne sposoby myślenia o Bogu jako zaspokajaczu naszych potrzeb nie dadzą się utrzymać. Bóg nas zawodzi przez cały czas:
Zignorował Twoje modlitwy. Pozwolił, byś naraził się na niebezpieczeństwo, i nie uratował Cię. Nie poczułeś jego Boskiej miłości. Nie obdarzył Cię żadną łaską. Zachorowałeś, a on Cię nie uzdrowił. Widziałeś, jak źli ludzie odnoszą sukces, a dobrzy nie zostali nagrodzeni. Byłeś ofiarą przemocy albo zostałeś wykorzystany i nikt tego nie powstrzymał. Zmarło niewinne dziecko. Miałeś wypadek albo przeżyłeś jakieś traumatyczne wydarzenie bez żadnego powodu. Cierpiałeś duchowo – odczuwałeś żal, niepokój albo depresję – a Bóg nie dał Ci żadnego ukojenia.
Każdy człowiek doświadczył co najmniej kilku z tych sytuacji. Historia jest grobowcem pełnym niewysłuchanych modlitw milionów ludzi, którzy niepotrzebnie cierpieli i zmarli. Teologia tłumaczy to na kilka sposobów: Deus otiosus, czyli „Bóg pasywny”, którego rola skończyła się po dokonaniu dzieła stworzenia, albo Deus absconditus, czyli „Bóg ukryty”, który jednocześnie jest i go nie ma. Teologia jednak stanowi słabe pocieszenie, gdy znajdujemy się w trudnej sytuacji, a Bóg nie reaguje na nasze modlitwy. (s. 89)
Moment ten jednak – powiada Chopra – trzeba potraktować jako coś pozytywnego. Niewiara pozwala nam oczyścić umysł, zmusza nas, byśmy zaczęli się zachowywać w sposób duchowo bardziej dojrzały, nie zatrzymując się na dziecinnym obrazie otrzymanym na lekcjach religii w szkole. Niewiara pomaga pozbyć się ślepej, absolutnej wiary, i w ten sposób otwiera drogę dla wiary traktowanej jako eksperyment, jako proces. Czy rzeczywiście wszystkie moje modlitwy nie zostały wysłuchane? Niektóre chyba tak. A może po prostu moje modlitwy są nazbyt egoistyczne, i powinienem raczej zacząć pracować nad poszerzeniem swojej świadomości? Ostatecznie, niewysłuchane modlitwy mogą być czymś dobrym – może czeka mnie coś lepszego, niż to, o co prosiłem. Być może wypadki, pozornie bezsensowne, mają jakieś głębsze znaczenie? A cierpienie, jakie nas dotyka, kiedyś przeminie, a i teraz przebiega w sposób możliwie najłagodniejszy?
Żadnej z tych sugestii nie należy jednak, powiada Chopra, traktować jak dogmatu: to jedynie narzędzia, które mają nas otworzyć na pozytywną stronę rzeczywistości, i oczywiste jest, że dla wielu niektóre z tych sposobów myślenia są nie do zaakceptowania. Można jednak próbować z innymi – kluczowe jest właśnie to, by zacząć eksperymentować, i przestać czekać, aż Bóg zrobi coś dla mnie. To jest praktyczny sens idei, że Bóg jest czasownikiem, a nie rzeczownikiem.
Idąc po tych liniach możemy w końcu dojść do wiedzy. Pozbywamy się obrazu Boga jako zewnętrznej istoty działającej (lub raczej niedziałającej) w świecie, i w zamian zaczynamy odczuwać, że wszystko, co się zdarza, jest przesiąknięte Bogiem – jest momentem jego rozwoju. Rzeczywistość fizyczna, czas i przestrzeń przestają nas ograniczać. Bóg jest wszystkim, my – jego momentem.
Czy wojujący ateizm rzeczywiście jest taki zły?
Tak w skrócie wyglądają główne pozytywne idee książki. Są jednak i momenty negatywne – mianowicie czarnym charakterem „Przyszłości Boga” jest Richard Dawkins i jego koledzy, znani szerzej jako przedstawiciele tzw. nowego ateizmu. Wątek krytyki twórczości nowych ateistów przewija się właściwie przez całą książkę, powracając w sposób nieomal obsesyjny w różnych, czasem nieoczekiwanych momentach. Dowiadujemy się zatem od Chopry, że Dawkins jest zły, arogancki i głupi – że źle interpretuje wyniki nauk, zwłaszcza teorii ewolucji; że ignoruje inne nauki, zwłaszcza mechanikę kwantową, która sugeruje zupełnie inny obraz świata niż tradycyjny materializm; że w ogóle źle rozumie naturę nauki i nie docenia historycznych przemian w niej zachodzących. Innymi słowy, czytelnik dostaje w książce Chopry wybór myśli nieuczesanych ze standardowego katechizmu młodego apologety, w dodatku podany w nader nieuporządkowany i chaotyczny sposób.
Ta niechęć do nowego ateizmu jest trochę dziwna. Pierwszą rzeczą, o której należy w tym kontekście pamiętać, jest to, że wprawdzie Dawkins, Dennett, Hitchens i Harris przedstawiają samych siebie jako członków jednolitej grupy (a nawet jeśli sami tak nie czynią, to robią to ich adwersarze), nie oznacza to jednak, że rzeczywiście są we wszystkich kwestiach jednomyślni. W istocie każdy, kto w sposób możliwie wolny od uprzedzeń przeczyta ich prace zauważy znaczące różnice, które sprawiają, że wrzucanie ich za każdym razem do jednego worka jest cokolwiek niestosowne, nawet jeśli sami zainteresowani na to nalegają. Po drugie, z punktu widzenia osoby zainteresowanej rozwojem duchowym, prace nowych ateistów mają przynajmniej częściowo pozytywny wydźwięk: tym, w co zasadniczo wymierzone jest krytyczne ostrze ich twórczości, są wielkie religie instytucjonalne, a zwłaszcza ich fundamentalistyczne wersje, które – jak wskazują – zawsze były awangardą rozszerzenia przemocy i gwałtu na naszej planecie, co w dobie bomby atomowej oznacza, że za sprawą jakiegoś pobożnisia pragnącego wysłać niewiernych do piekła i zdobyć w ten sposób wieczną nagrodę w każdej chwili wszyscy możemy wylecieć w powietrze. Krytykując wielkie religie, nowi ateiści atakują oczywiście ich obraz świata i Boga jako wielkiej, zewnętrznej istoty, wskazując, że powody, by sądzić, że taka istota rzeczywiście istnieje, są bardzo słabe.
Otóż zauważmy, że jedno i drugie to motywy zdecydowanie bliskie wszystkim tradycjom mistycznym: tym, co otwarcie krytykują lub implicite odrzucają mistycy różnej proweniencji, to właśnie obraz Boga jako bytu utworzonego na nasz obraz i podobieństwo, wielkiej zewnętrznej istoty, która bawi się światem niczym reżyser teatrem marionetek; również krytyka autorytarnych instytucji religijnych współgra z charakterem mistyków, którzy wiele – zwłaszcza w obrębie tradycji monoteistycznych – wycierpieli z rąk urzędników strzegących „ortodoksji” oraz fanatyków przekonanych, że ich dziecinny obraz Boga jest jedynym słusznym. Tak więc dla kogoś praktycznie zainteresowanego duchowością nowy ateizm bynajmniej nie musi czymś jednoznacznie negatywnym. A w całej sprawie najzabawniejsze jest to, że sam Chopra w pewnym momencie przyznaje, iż twórczość nowych ateistów ma swój pozytywny aspekt, gdyż mianowicie pomaga osiągnąć stan pełnej niewiary, czyli uwolnić się od Boga w wersji 1.0.
Skąd zatem to obsesyjne wprost podgryzanie działań Dawkinsa i spółki? Przeglądając listę entuzjastycznych opinii z różnych recenzji, przedrukowaną na pierwszych stronach książki, gdzie co rusz powtarza się wątek pt. „Dawkins jest ślepy, nauka prowadzi do Boga”, można nabrać niemiłego podejrzenia, iż cała ta antyateistyczna kanonada motywowana jest chęcią zyskania taniego poklasku. Ponieważ Chopra przyzwyczaił się już, że jest autorem bestsellerów, a będąc człowiekiem nader inteligentnym niewątpliwie wie, co powinno zawierać się w książce, by dobrze sprzedawała się na rynku amerykańskim, można przypuszczać, iż nie jest to rzecz bez znaczenia. Wydaje się jednak, że istnieje jeszcze głębszy i bardziej zasadniczy powód jego wrogości do nowego ateizmu.
Poza sensem i bezsensem
Czytelnik książki Chopry po pierwszej lekturze może czuć się nieco zdezorientowany. Co właściwie jest dla niego negatywnym punktem odniesienia w kwestii Boga? Na pierwszy rzut oka mogłoby się wydawać, że chodzi o tradycyjne obrazy Boga, które kształtują jego istotę w relacji do naszych potrzeb – o owego „Boga w wersji 1.0”, w którego już nie sposób wierzyć, a którego należy zastąpić Bogiem 2.0. Jednak lektura dalszych części książki pokazuje, że ów Bóg, do którego odnosi się Chopra, to Bóg z siódmej pozycji z listy „Bogów 1.0”, czyli Bóg jako jedność, w której istnieje wszystko. Dopiero zauważywszy ten fakt można zacząć dostrzegać, że tym, o co chodzi Choprze, nie są po prostu pojęcia Boga z owej listy, lecz sam sposób traktowania całej sprawy. Granica między „Bogiem 1.0” i „Bogiem 2.0” zaczyna się zatem zacierać.
To wrażenie pogłębia się jeszcze, gdy uwzględnimy, jak Chopra ujmuje owego Boga, który jest „czasownikiem, a nie rzeczownikiem”. Otóż owszem, jest to Bóg, który nie jest żadnym zewnętrznym względem nas czy świata w ogólności przedmiotem, nie jest wszechosobą w niebiosach, która tylko czeka, jak by tu nam dogodzić (albo dopiec), jest bardziej działaniem, siłą czy energią, niż odrębnym bytem. Z drugiej jednak strony nie sposób nie odnieść wrażenia, że ów Bóg ma zdaniem Chopry jednak zaspokajać nasze potrzeby. Gdy mówi o tym, w jakich kategoriach mamy o nim myśleć, używa całego tradycyjnego repertuaru tradycyjnej religijności, w której Bóg opiekuje się światem, zsyła cierpienie z jakimś głębszym zamysłem, a wszystko, co się przydarza, może być elementem jego Boskiego planu. Chopra wyraźnie podkreśla, że – w odróżnieniu od tradycyjnej religijności – nie powinniśmy traktować tych kategorii nazbyt dogmatycznie czy literalnie, jednak fakt jest faktem – zaleca nam, abyśmy właśnie w tych kategoriach myśleli o Bogu.
A to oznacza, że i Bóg w wersji 2.0 ostatecznie jest zaspokajaczem naszej ludzkiej potrzeby – potrzeby sensu. I tu właśnie leży kość niezgody pomiędzy Choprą a nowymi ateistami. Tak pisze już na samym początku książki:
Niewiara jest przyczyną wewnętrznego cierpienia i lęku związanego z myślą, że życie nie ma sensu. Nie przemawiają do mnie wypowiedzi ateistów, którzy twierdzą, że żyją radośnie w świecie, który powstał przez przypadek. Nie myślą sobie przecież codziennie rano: „Jak cudownie, oto nastał kolejny dzień, w którym nic nie ma sensu”. (s. 27-28)
Innymi słowy, Chopra nie jest w stanie wybaczyć nowym ateistom idei, że świat w ogólności, a wszystkie przedmioty i zdarzenia w szczególności nie są efektem planu, wyższego, rozumnego zamysłu, który nieomylnie wszystkim kieruje. Niczym obrażone dziecko tupie na tych „wstrętnych ateuszy”, którzy mieli czelność odebrać mu jego ukochaną zabawkę: Boga-nadawacza sensu. A raczej, co gorsza, nie tyle ją zabrali, ile powiedzieli, czym jest: dziecinną zabawką.
Nie sposób zatem oprzeć się refleksji, że Chopra nie osiągnął jeszcze tego pułapu, na który wspięli się liczni mistycy: nie wyszedł ponad potrzebę sensu, nie znalazł się – by sparafrazować słynne sformułowanie Nietzschego – poza sensem i bezsensem. Jeśli bowiem zajrzymy do wypowiedzi wielu mistyków, choćby mistrzów zen, to znajdziemy tam coś, co Choprze nie może pomieścić się w głowie: że idea, iż rzeczy nie istnieją po coś, może być źródłem radości i wyzwolenia. Wielu wybitnych mistyków robi właśnie to, czego nie może wyobrazić sobie Chopra – wstaje rano i myśli sobie: „Ja, moja rodzina, pies, drzewo przed oknem, ptak na drzewie, Słońce na niebie – to wszystko nie jest po coś. Nie jest też po nic. Po prostu jest. Jak dobrze”.
Trudno zatem książkę Chopry jednoznacznie ocenić. Jest pełna interesujących idei, uwag czy pomysłów na ćwiczenia, i płynnie, bezszwowo, można by rzec, łączy różne tradycje, głównie chrześcijaństwo i buddyzm, dodając tu i ówdzie osiągnięcia nowoczesnej biologii, psychologii czy mechanikę kwantową, obejmując to wszystko w iście hinduistycznym inkluzywizmie. Chopra jest wybitnym przedstawicielem czegoś, co można by określić mianem duchowości pozawyznaniowej: jak sam pisze, nie należy, choćby częściowo, do żadnego wyznania, co pozwala mu swobodnie czerpać z różnych tradycji, a koncyliacyjny efekt, jaki w ten sposób uzyskuje, jest oczywiście godny docenienia, zwłaszcza w naszym świecie, szarpanym konfliktami generowanymi przez różnych fundamentalistów. Z drugiej jednak strony nie jest to lektura „cięższego kalibru”, i nie chodzi tu już nawet o wspomniany powyżej brak głębi samego autora, ile o to, że książka jest napisana tak, że da się ją bez problemu czytać w pociągu (czego zresztą można się było spodziewać po kimś, kto jest autorem bestsellerów), lekko i luźno, w cokolwiek przegadany sposób. Nie jest to w sumie wada ani zaleta, jednak bardziej wymagający czytelnicy muszą mieć na uwadze, że po lekturze mogą czuć lekki niedosyt. Nie wątpię jednak, że owa lekkość stylu oraz pewna chaotyczność i gadatliwość Chopry dla wielu czytelników może okazać się zaletą, a książka – pożyteczną.
*******
Deepak Chopra, Przyszłość Boga. Praktyczne rozważania o współczesnej duchowości, przeł. J. Sugiero, Gliwice: wyd. Helion 2017, stron 312.